sylwia i planeta trzech slonc recenzja

Sylwia i Planeta Trzech Słońc to współczesna baśń, taka bardzo, ale to bardzo współczesna, bo oparta częściowo na grze komputerowej.

Jak to przedziwnie brzmi, kiedy w jednym zdaniu używam słów: baśń i gra komputerowa. Wydawać by się mogło, że to dwa zupełnie odległe światy. Jednak autorzy książek dla dzieci, w tym przypadku Małgorzata Warda, próbują dotrzeć do czytelników również takimi eksperymentami.

Czy udany ten eksperyment?

Mam wrażenie, że tak, zwłaszcza że oprócz połączenia tych dwóch sfer jest jeszcze wiele ważnym tematów do przemyślenia. Głównie żałoba po stracie bliskiej osoby, ale też budowanie relacji z pogubioną mamą, radzenie sobie ze smutkiem i wreszcie nadzieja. To też rozważania o wirtualnej rzeczywistości, do której przecież dzisiaj tak łatwo „uciec” przed problemami. 

Sylwia nic nie wie

Wszystko zaczyna się od mocnego uderzenia tuż przed jedenastymi urodzinami Sylwii. Umiera jej kochany tata, co sprawia, że świat rozpada się na kawałki. Warto zaznaczyć, że rodzice od dawna wiedzieli o chorobie taty, postanowili, że nie powiedzą o tym córce, dlatego Sylwia nie do końca była przygotowana na te emocje.

Dopiero gdy okoliczności zmusiły dorosłych i tato spędzał ostatnie dni w szpitalu, Sylwia miała szasnę spróbować poradzić sobie z tą informacją. Mam jednak wrażenie, że dziecko miało naprawdę niewiele czasu, by poukładać sobie w głowie sprawę pożegnania z ojcem.

Mój tato projektuje gry

To jednak chyba specjalny zabieg, bo właśnie to „niedokończone” jest motywacją, która pcha Sylwię do grania. I tu ważna sprawa, tato dziewczynki był sławnym projektantem gier komputerowych. Znanym i uwielbianym zresztą przez jej kolegów i koleżanki.

Obiecał córce, że stworzy dla niej grę, specjalnie dla niej, najwspanialszą grę na świecie. To miał być prezent na urodziny.

Nie do końca wiemy, czy gra została skończona, nikt jej oficjalnie tego prezentu nie zdążył wręczyć, choć wiemy, że działa i Sylwia w pewnym momencie zaczyna grać. 

Sylwia odkrywa prezent

Po śmierci taty dziewczynka odkrywa grę w jego laptopie. I jak to z grami bywa, my wraz z Sylwią wsiąkamy w magiczny świat. „Planeta Trzech Słońc” jest jedynym ogniwem łączącym dziewczynkę ze zmarłym tatą. Jest tu też odrobina magii i pewne niedopowiedzenia do odkrycia.

Wiemy, że tato projektował tę grę dla córki wiedząc, że niedługo nie będzie go już na świecie. Ile rzeczy i co konkretnie mógł jej przekazać w takim prezencie?

To zupełnie inny świat, w którym Sylwia gra wspaniałym skrzydlatym awatarem, poznaje nowych przyjaciół, stworzenia nie z tej ziemi i zwyczajnie nie chce z tej gry wychodzić.

Sylwia i mama

Prawda jest taka, że nie bardzo ma do czego wychodzić, bo mama dziewczynki kompletnie odcina się od rzeczywistości, nie radzi sobie z żałobą.

Sylwia na początku jest zdziwiona, potem zaniepokojona, wreszcie czuje, że została sama i skupia się na grze. Właśnie w wirtualnym świecie mierzy się z kolejnymi etapami własnej żałoby.

Planeta Trzech Słońc to wspaniała przygoda, zwłaszcza że tato zostawił jej tam mnóstwo… siebie. Tuż przed śmiercią zresztą dał córce do zrozumienia, że będą mieli takie miejsce, w którym się jeszcze spotkają.

Książka dająca do myślenia

Masa przemyśleń po przeczytaniu tej książki. Wiem, że głównym wątkiem jest żałoba po stracie ojca i to faktycznie motor napędowy opowieści. Jednak oprócz niej jest tu cała masa elementów przygodowo-baśniowych.

Czytając tę książkę miałam wrażenie, że ja to może jestem nieco za stara na czucie tego świata, ale współczesne dzieci, dla których granie jest codziennością, one go poczują bez najmniejszego problemu.

Cienka granica

Zatopienie w wirtualnej grze jako ucieczka od problemów… jestem pewna, że wiele nastolatków doskonale zrozumie, o co chodzi w tej baśni. Treść zresztą daje też sporo do myślenia o tym, gdzie jest granica między graniem dla przyjemności i rozrywki, a zatraceniem się „po drugiej stronie”.

Postać mamy z kolei pokazuje, jak ważne jest dla dzieci wsparcie dorosłych, najbliższych. Zatracić można się w grze, można też we własnym smutku. Wszystko jest do przepracowania, choć nic się nie wydarzy, jeśli ludzie przestaną się ze sobą komunikować. I to nie przez komunikator, ale w prawdziwym świecie.

Książka trafi do graczy

Wspomniałam na początku, że to niezwykły eksperyment, połączenie baśni z tak bardzo współczesnym tematem, jakim są gry. Mam wrażenie, że to przemyślany zabieg autorki, między innymi po to, żeby dotrzeć z książką do dzieci w wieku 9+.

Gdzieś w tyle głowy mam poczucie, że to taka współczesna Narnia, do której nie wchodzi się przez starą szafę, tylko przez łącze wi-fi. Emocje i problemy zostają jednak wciąż na poziomie uniwersalnym.

Sylwia i Planeta Trzech Słońc

Autorka Małgorzata Warda
Wydawnictwo Media Rodzina
Liczba stron: 272
Okładka i kartki miękkie, nie ma ilustracji.
Wiek czytelników: 9-14 lat.

Zdjęcia bez filtrów. 

sylwia i planeta trzech slonc ksiazki dla dzieci aktywne czytanie recenzja

sylwia i planeta trzech slonc ksiazki dla dzieci aktywne czytanie recenzja

sylwia i planeta trzech slonc ksiazki dla dzieci aktywne czytanie recenzja