„Żelazny Olbrzym” to baśniowa, ponadczasowa opowieść o dużym i nieznanym, a konkretnie o ludzkich reakcjach na nowości. O odwadze, wspieraniu się, akceptacji i szukaniu rozwiązań w trudnych sytuacjach. Bezmyślna agresja jest zawsze najgorszym pomysłem.
Nie jest to nowa historia, bo pierwsze wydanie jest z 1968 roku, jednak zdecydowanie w nowej odsłonie, czyli pięknym wydaniu przez Skład Papieru. Czasami do stworzenia mądrej, dobrej książki potrzebna jest współpraca kilku osób, które niekoniecznie muszą się znać, za to powinny czuć emocje wspólnie tworzonej historii.
Tym razem spotkali się: wybitny poeta angielski Ted Hughes, genialny ilustrator Chris Mould oraz wspaniały Michał Rusinek, który całość przetłumaczył na język polski.
Żelazny Olbrzym przybywa
W zasadzie to trochę baśń, a trochę science-fiction dla dzieci, a wyżej wymieniona trójka stworzyła z tego wciągającą przygodę.
Nie ukrywam, że jak dla mnie robotę robią tu ilustracje i piękne wydanie. Z zapartym tchem dzieci będą obserwować przybycie tajemniczego Olbrzyma i detale wyglądu tej postaci.
Obrazy są momentami mroczne (ciemne), co tworzy atmosferę tajemniczości, trochę się obawiamy tego kolosa, który pewnego dnia pojawia się na skraju wioski. Nie wiemy, jaka to wioska, w jakich czasach osadzona. Może to być zarówno dzisiaj, jak i sto lat temu.
Na podstawie tej książki powstał też film i nie dziwię się, bo już pierwsze sceny opowieści są takie bardzo filmowe. Żelazny Olbrzym potyka się, upada i rozpada na kawałki, a jego części lądują w różnych miejscach. Wydawać by się mogło, że to początek książki i koniec jednocześnie, ale właśnie nie.
Olbrzym powoli zbiera się po upadku, składa się od nowa, można powiedzieć, że odradza. Upadłeś, nie szkodzi, powstań i idź dalej.
Olbrzym w pięciu odsłonach
Cała książka składa się z pięciu części subtelnie ze sobą połączonych w spójną całość z ważnym przesłaniem.
W drugiej części Żelazny Olbrzym dociera do wioski i zaczyna ją pustoszyć, bo żywi się tym, co z żelaza. Zjada samochody, traktory, drut kolczasty, co oczywiście ludzi doprowadza do wściekłości.
Jednocześnie pojawienie się czegoś tak ogromnego i żarłocznego rodzi w ludziach to, co jakby z automatu mamy we krwi – zaczynamy atakować. Widząc nowego przybysza dorośli zbroją się i nie zadając pytań, ruszają do boju. Nie mają szans z żelaznym olbrzymem, przynajmniej nie w takiej otwartej wojnie, jaka od razu przyszła im do głowy.
Żelazny Olbrzym w potrzasku
Pewien chłopiec z wioski próbuje przechytrzyć Olbrzyma wabiąc go w pułapkę, czyli dół wykopany w ziemi. Jak to bywa w klasycznych baśniach, mały pokonuje dużego i żelazny intruz ląduje zasypany w dziurze. To jego kolejny upadek.
Znowu mogłoby się wydawać, że to koniec Olbrzyma, jednak chłopak ma dobre serce i nie chce go unicestwiać. Woli zrobić to, co dorosłym nie przyszło do głowy, czyli porozmawiać z nieznajomym.
Dzięki temu dowiaduje się, że Olbrzym nie ma złych zamiarów wobec ludzi, jest po prostu głodny. Można znaleźć na to pokojowe rozwiązanie, okazuje się, że wyruszanie na wojnę wcale nie było potrzebne.
Groźba zagłady
W kolejnych częściach nad całym światem wiszą groźne chmury, bo pewnego dnia z kosmosu przyfruwa smoko-anioło-stwór, który zdecydowanie ma złe zamiary. Żąda, by ludzie przynosili mu do jedzenia żywe istoty np. innych ludzi, zwierzęta czy choćby rośliny. Grozi katastrofą, jeśli jego życzenia nie zostaną spełnione. Zagłada ludzkości jest bliska.
Ludzie jak to ludzie, na tak postawioną sprawę ponownie robią pierwsze, co przychodzi im do głowy, czyli atak. Oczywiście nic z tego nie wychodzi, bo ziemska broń bestię bardziej bawi niż przeraża.
Potrzebny Olbrzym
Co tu zrobić? Nie zaważając na to, że jeszcze niedawno chcieli zabić Żelaznego Olbrzyma, ludzie właśnie do niego zwracają się z prośbą o pomoc, a ten godzi się zawalczyć o uratowanie świata. I kto tu jest bohaterem z sercem?
Po gorącym (dosłownie) pojedynku Żelazny Olbrzym i kosmiczny smok dochodzą do porozumienia. Okazuje się, że ten odgrażający się stwór, wcale nie jest groźny i krwiożerczy. Napatrzył się na ludzi, na ich agresję, zamiłowanie do wojen i to go natchnęło do ataku. Myślał, że to taki sposób komunikacji z ludźmi. Tak naprawdę smok lubi tworzyć łagodną muzykę kosmiczną, ceni pokój i spokój.
Takich opowieści nam potrzeba
Nie bez powodu opowiedziałam niemal całą książkę, choćby dlatego, zapewnie wiele osób zerknie na film, który w dużej mierze mija się tym, co napisał autor. Warto też wiedzieć, po co sięgamy i z jakim przekazem, zwłaszcza że niektórzy dorośli obawiają się baśni, jako propozycji zbyt krwawych.
Tu akurat mimo bitew, walk, zasadzek i tego tajemniczego klimatu, nie ma drastycznych scen. Jest za to pokazanie, jak widzieć nas mogą (jako ludzi) wszyscy dookoła. Ci inni.
Jesteśmy atakujący, agresywni… jakie to współczesne, choć książka ma swoje lata. Rzucamy się na oślep na to, co nieznane, zamiast przyjrzeć się, zapytać, sprawdzić, czy naprawdę jest jakieś zagrożenie.
To książka z przesłaniem pokoju i spokoju oraz otwartości, negująca wojny i agresję wobec inności czy nieznanego.
Samo wydanie też robi ogromne wrażenie. Okładka ze złoconymi elementami nawiązuje do wyglądu Żelaznego Olbrzyma. Twarda oprawa, cudowny papier i te obrazy, te ilustracje!
Żelazny Olbrzym
Autor Ted Hughes
Ilustracje Chris Mould
Tłumaczenie Michał Rusinek
Wydawnictwo Skład Papieru
Ksiązka dla dzieci w wieku 6-10 lat.
Zdjęcia bez filtrów.
Obserwuj Aktywne Czytanie, nie przegapisz żadnych wieści o nowościach, rabatach i niespodziankach.