„Basia i przyjaciele. Wielka księga przygód” to kilka opowiadań pokazujących dzieci mierzące się z codziennością i trudniejszymi sprawami. Basia chodzi do przedszkola, ale mam wrażenie, że problemy tu poruszane bardzo dotyczą także dzieci w wieku wczesnoszkolnym.
W sumie to świetnie, że Zofia Stanecka uwzględnia potrzeby także starszych czytelników, bo przecież oni rosną i się zmieniają.
Wydawnictwo HarperKids dba, byśmy sie w tym basiowym gąszczu nie pogubili i z tyłu każdej książki mamy spisane serie i tytuły.
Basia i przyjaciele
Skupiłam się na niemal każdym rozdziale, bo uważam, że pokazane tu tematy warte są szczegółowej analizy. Z pewnością wiele dzieci odnajdzie się w tych historiach.
Zaczniemy od kuzyna Antka, a konkretnie od dnia, w którym mama zabroniła mu używać laptopa. A wiecie dlaczego? Tylko dlatego, że kilka razy zapomniał odrobić lekcje, tak go wciągnął ekran. 😉
To spowodowało, że Antek od rana miał zły humor. Zły to mało powiedziane, fatalny. Wyżywał się na czym i na kim tylko się dało, od mebli po kuzynkę, która na swojej nieszczęście właśnie tego dnia go odwiedziła.
Zabawa w piratów i próba odzyskania skarbu w postaci laptopa trochę rozładowały napięcie, ale nie obyło się bez konfliktów.
Czy warto być grzeczną?
W rozdziale o Luli autorka podejmuje ważny temat związany z „byciem grzeczną dziewczynką”. Wciąż jeszcze często od dziewczynek oczekuje się, że będą grzeczne, albo wręcz idealne.
Kiedy dorośli mają takie oczekiwania (bywa, że nieuświadomione), dzieci próbują im sprostać, choć wiadomo, że się nie da.
Poznajemy Lulę, kuzynkę Basi oraz Basię podczas występu baletowego. Obie ubrane w różowe tiulowe sukienki, baletki, gotowe do występu i bardzo, ale to bardzo denerwujące się za kulisami.
Obie dziewczynki mają ściśnięty żołądek. Ich głównym problemem w tym momencie nie jest jednak to, jak rozładować ten stres i jak sobie pomóc w trudnej sytuacji. Skupiają się na tym, czy wypada im użyć słowa „rzygać”, bo przecież dorośli nie życzą sobie, żeby dziewczynkom chciało się rzygać, wolą, kiedy jest im niedobrze.
15 zdań, które odbija się rodzicielską czkawką
Gdy stajemy twarzą w twarz z okropnie trudną sytuacją, wszystko jedno jakich słów używamy, ważne żeby one nam pomogły. To zderzenie tiulowych panienek ze słowem „rzygać” bardzo mi się podoba, jest takie prawdziwe.
Tak samo zresztą jak nieidealny występ po którym Lula płacze w szatni. Płacze dlatego, że nie było idealnie, zamiast cieszyć się tym, co udało jej się osiągnąć. A udało się przecież bardzo dużo. Występ był brawurowy, a to już coś. Widać, że Lula potrzebuje wokół siebie dorosłych, którzy trochę bardziej postarają się zrozumieć dziecięce emocje i dać im ujście.
Lula sama nie rozumie, dlaczego poczuła się lepiej, mimo że publicznie płakała w szatni. My wiemy, że wykrzyczenie i wypłakanie tych najtrudniejszych emocji może nie jest idealnym sposobem na radzenie sobie z nimi, ale jeśli dziecko nie ma pod ręką żadnego innego, dobry jest i taki.
Starszy brat i przyjaźń
W kolejnym rozdziale głównym bohaterem jest Janek, czyli starszy brat Basi. Czasem jako najstarszy z rodzeństwa czuję się niedoceniony. Czuje, że ma wiele na głowie i nie ma prawa już być maluchem takim jak Franek, który jeszcze nic nie rozumie i na którym skupia się często cała uwaga.
Chłopiec wstydzi się i boi tego, że być może będzie musiał nosić okulary. Denerwuje go, że musi ćwiczyć swoje leniwe oko na zlecenie nauczycielki. Wkurza go też to, że podczas wyjazdu na biwak nikt się nim nie zajmuje. Do akcji wkracza mama i szczerze rozmawia z synkiem. Nawet w najlepszych rodzinach zdarza się, że ktoś czasami czuję się niedoceniony, niezauważony. Wtedy warto o tym porozmawiać.
Basia ma też przyjaciółkę Anielkę, której tatuś bardzo często wyjeżdża, a dziewczynka za nim tęskni. Tata niedługo ma wrócić, a Anielce ten czas oczekiwania bardzo się dłuży, choć jest szczęśliwa, że się z nim niebawem zobaczy.
Mama Anielki wpada na pomysł, żeby zaprosić Basię na cały dzień i nocowanie. Dzięki temu wątkowi mamy pokazaną spokojną, codzienną przyjaźń. Dziewczynki bardzo się lubią i czują że są sobie bliskie. A przetrwać nocne lęki pomaga im ukochany pies Paszczak.
Odczarować czarny kolor
Rozdział o Titim sprawił, że na chwilę stanęły mi łzy w oczach, bo wciąż jeszcze rozprawiamy się w Polsce ze słowem „czarnuch”. Z tym właśnie słowem w opowieści o Basi zderzyło się kilkuletnie dziecko, spacerujące po mieście ze swoimi rodzicami.
Zdarza się, że obcy ludzie, bywa że ze strachu, z niewiedzy, z ignorancji, ale najczęściej z głupoty, której nic nie usprawiedliwia, mówią obraźliwe słowa, widząc kogoś o innym kolorze skóry. Te słowa ranią jak rzucane kamienie i zostają zwłaszcza z dziećmi na bardzo długo.
Dokładnie tak stało się z Titim, który właśnie tego dnia był z rodzicami na placu zabaw. Na szczęście z pomocą przyszli przyjaciele, Basia, Anielka i ich rodzice, którzy okazali wsparcie.
W rozdziale mowa jest również o odczarowywaniu koloru czarnego, o którym Titi zaczął myśleć, że jest brzydki. Bardzo pomocne w tym odczarowywaniu jest wyobrażanie sobie różnych przyjemnych, miłych i ładnych czarnych rzeczy oraz stworzeń takich choćby jak czarny maleńki kociak, którego Titi dostaje w prezencie.
Krótka opowieść o rozstaniu
Pora na opowieść o Zuzi, która widzi wyjeżdżającą zdenerwowaną mamę ze spakowaną walizką. Nikt z dorosłych nie wyjaśnił dziewczynce, dlaczego mama tak nagle wyjechała.
Następnego dnia w przedszkolu Zuzia kompletnie nie była sobą. Kłóciła się ze wszystkimi, wdała się w bójkę z jednym kolegą. Dopiero po długiej rozmowie z tatą wszystko się wyjaśniło. Rodzice się nie rozwodzą, choć Zuzia przez chwilę właśnie tak myślała, słuchając tego, co mówią inne dzieci w przedszkolu.
Okazało się, że mama Zuzi pokłóciła się z ciocią Pauliną i wyjechała na kilka dni do spa. Szkoda że rodzice nie zadbali o to, żeby dziewczynka miała świadomość co się dzieje.
Przyjaźń ze zwierzętami
Ostatni rozdział opowiadający o Marcelu miłośniku zwierząt również jest słodko-gorzki. Poznajemy rodzinę zakochaną w zwierzętach i przygarniającą każdego zwierzaka w potrzebie. W domu u Marcela jest już papuga, są psy i koty. Pewnego dnia mama chłopca przywozi zatrutą suczkę. Zaczyna się akcja ratunkowa. Marcel nie potrafi zrozumieć, jakim trzeba być człowiekiem, żeby otruć bezbronne zwierzę. Rozmawia z rodzicami o śmierci, bo pies jest w bardzo złym stanie i nie wiadomo, czy przetrwa.
Ostatecznie weterynarzowi ostatkiem sił udaje się uratować Gryzeldę, która zdrowieje i zostaje już na zawsze z rodziną Marcela. Przy okazji tej historii warto z dziećmi porozmawiać o tym, jak być dobrym dla zwierząt i jak je szanować.
Naucz dziecko, jak zdobywać przyjaciół
Mam wrażenie, że „Basia i przyjaciele. Wielka księga przygód” to opowiadania napisane również dla dorosłych. Jestem przekonana, że to właśnie dorośli wyniosą z nich o wiele więcej przemyśleń niż maluchy, dla których będą to po prostu historie pozwalające spojrzeć na różne sytuacje z innej perspektywy. Niewykluczone też, że wiele dzieci odnajdzie w tych historiach siebie.
Po lekturze książki „Basia i przyjaciele. Wielka księga przygód” ze średniej fanki Basi, stałam się fanką zagorzałą.
Jak już wspomniałam w recenzjach, za każdym razem warto porozmawiać z dziećmi o sytuacjach, które przytrafiają się bohaterom opowiadań. Trzeba też wziąć pod uwagę, że te opowiadania są „wymagające”. Wymagają od dorosłego świadomości i odwagi w rozmawianiu z dziećmi o różnych niewygodnych sytuacjach.
W książce „Basia i przyjaciele. Wielka księga przygód” pojawił się m.in. temat rasizmu, tęsknoty za ojcem, okrucieństwa wobec zwierząt, konfliktów. Mamy tu całą masę emocji. Świetnie rozumiem, że nie każdy i nie zawsze jest przygotowany na tak trudne tematy i dosadny język, który można znaleźć w książkach o Basi. Uważam jednak, że takie historie w literaturze dziecięcej są jak najbardziej potrzebne.
Autorka Zofia Stancecka
Ilustracje Marianna Oklejak
Wydawnictwo HarperKids
Wiek czytelników: 5-8 lat.
Zdjęcia bez filtrów.
Swoją opinię o książce wyraziłam dzięki współpracy komercyjnej z wydawnictwem i mojej przemyślanej decyzji, że chcę się nią z Wami podzielić.