Mały Książę wędruje z planety na planetę i spotyka różnych bohaterów. Zbiera doświadczenia.
Moja relacja z tym bohaterem na przestrzeni lat wyglądała bardzo różnie. Od obojętności, przez zaciekawienie, po konieczność „przerobienia”, aż po zrozumienie.
Kiedyś myślałam, że nie lubię, dzisiaj myślę, że warto się pochylić nad tą książką, choć jestem pewna, że nie każdego Mały Książę chwyta za serce. I w porządku, bo przecież on też nie zachwyca się każdą różą i każdą odwiedzaną planetą.
Z jednej strony to bardzo życiowe, z drugiej jednak ten chłopak jest niepoprawnym marzycielem i romantykiem. Jest wrażliwym stworzeniem i takim czytelnikom zapewne ta książka spodoba się najbardziej.
Znamy oryginał, znamy niezapomniane ilustracje, a dzisiaj zerknijcie ze mną, co wydała Zielona Sowa.
To Mały Książkę na podstawie książki Antoine’a de Saint Exupery’ego, czyli mocno uproszczone treści, a właściwie wariacja w adaptacji Louise Greig z ilustracjami Sarah Massini.
Klasyka w nowym wydaniu
Narratorem jest pilot, który nieplanowanie ląduje na pustyni, gdzie spotyka Małego Księcia. Właściwie chłopca, którego świat pełen jest marzeń. Opowiada pilotowi swoją historię miłości do róży i zwiedzania planet.
Wszystko to mamy ujęte w prostych, powiedziałabym nawet poetyckich słowach. Mały Książę pokochał zarozumiałą różę, która „nie była łatwym kwiatem”. Wiecznie jej było „za mało”.
I tak to już w życiu jest, że pewnie wielu z nas ma obok siebie Małego Księcia, który nieba by nam uchylił, ale nie dostrzegamy tego lub nie okazujemy wdzięczności.
Podobnie było z różą, jednak tylko do czasu. Mały Książę zmęczył się jej kaprysami i wyruszył poznać inne planety, a tam zdziwienie za zdziwieniem.
Jednak zawsze warto wyruszyć w podróż i sprawdzić, co dzieje się na świecie. To świetne przesłanie dla dzieci, bo przecież bez zebranych doświadczeń, nie staniemy się mądrzejsi. Nawet jeśli te doświadczenia nie są… no, właśnie usłane różami.
Choć w przypadku Małego Księcia w pewnym sensie są, bo przecież ląduje na planecie pełnej róż. Do tej pory myślał, że jego róża jest jedyna. Zapewniała, że jest jedyna, bo myślała, że właśnie taka jest. Nie znała innych planet, nie miała innych doświadczeń.
Książę w podróży
Bywa też tak, w trakcie życiowych podróży, że spotkamy skrajności. Róża nie doceniała Małego Księcia, za to lis uznał go za najważniejszą postać na świecie. Jednak żeby to wszystko zagrało, trzeba iść za głosem serca, dlatego Mały Książę nie został z lisem. Zapragnął wrócić do róży.
Tu kończy się historia, a właściwie prawie, bo ostatecznie kończy się na pustyni, przecież właśnie tam chłopiec spotkał pilota.
Piękne i mądre książki dla dzieci
Powiem Wam, że nie jestem pewna, czy po jednym przeczytaniu, zrozumiałabym tę bajkę, gdyby nie znajomość oryginału. Chyba nie, ale wiem z komentarzy w grupie Aktywne Czytanie na FB, że dzieciom podoba się właśnie w takiej formie.
Uważam natomiast, że to książka do przeczytania kilka razy, taka do powrotów co jakiś czas, bo tak jak zmienia się perspektywa Małego Księcia, zmienia się i nasza wraz z dorastaniem.
Nie mogę też przejść obojętnie obok ilustracji, bo wydaje mi się, że to właśnie one tworzą cały klimat. Powiedziałabym nawet, że tworzą tę opowieść od nowa. Myślę, że nawet bez słów te obrazy opowiedziałyby pięknie historię Małego Księcia.
Mały Książę
Autor adaptacji Louise Greig
Ilustracje Sarah Massini
Zielona Sowa
Okładka twarda, kartki miękkie.
Wiek czytelników: 5+
Zdjęcia bez filtrów.
Swoją opinię o książce mogłam wyrazić dzięki współpracy z wydawnictwem i przemyślanej decyzji, że chcę się nią z Wami podzielić.
Nie, nie, zdecydowanie nie. Dlaczego tytuł jest taki sam? (dopisek małą czcionką, że książka „jest na podstawie” według mnie jest niewystarczający). Dlaczego nikt nie jest zdenerwowany? Przecież osoby niezorientowane są od początku wprowadzone w błąd. Tytuł się zgadza, nazwisko też, ilustracja na okładce jak najbardziej pasuje. Szok. Ja rozumiem, że prawa autorskie i tak dalej, ale czy pierwotny autor by tego chciał? I jak czuje się sama autorka po tej próbie zwrócenia na siebie uwagi za pomocą czyjegoś sukcesu?! Doprawdy, nie zazdroszczę ani pomysłu, ani sposobu w jaki kobieta chciała osiągnąć rozgłos.