Jeszcze jakiś czas temu Justyna Bednarek znana była przede wszystkim jako autorka słynnych przygód skarpetek.
Okazuje się jednak, że całkiem dobrze odnajduje się też w tematyce… drobiowej.Oto bowiem w nasze ręce trafia trzeci tom perypetii sympatycznych kur.
Augusta, Żaneta, Hildegarda i Belka mieszkają w domu rodziny Ogórków – mamy Moniki, taty Tomasza i ich trójki dzieci: 9-letniej Ani, 7-letniego Wojtka i 5 (i pół!)-letniej Karoliny, zwanej Pypciem.
Dwa poprzednie tomy – Kury z grubej rury i O kurza twarz! – absolutnie skradły moje serce, więc z przyjemnością opowiem wam o kolejnym spotkaniu z uroczymi nielotami i ich ludźmi.
Gdy nie ma rodziców, w domu pojawia się telefon
Kury na dobre zadomowiły się u Ogórków. Czuwają nad dzieciakami (zresztą, nad rodzicami też), obserwują, pilnują, a jak mają coś ludziom do przekazania, to zwracają się do Wojtka.
On nieszczególnie dogaduje się z przedstawicielami swojego gatunku, ale za to mowę drobiu rozumie wyśmienicie. Jako jedyny z całej ogórkowej rodziny.
W Hip, hip, kura! opowieść zaczyna się od tego, że mama i tata Ogórkowie wyjeżdżają na romantyczny wypad pod namiot. Sami!
Pod ich nieobecność Ania i Wojtek są na obozie, a Karoliną zajmuje się ciocia Funia. I tak się składa, że ciocia – za namową tajemniczego (i podejrzanego) pana Mirosława Światełko – sprawia Pypciowi telefon komórkowy.
Dziewczynka jest zachwycona, ciocia, która może teraz w spokoju oglądać seriale, również, ale tak naprawdę telefon okazuje się bardziej problemem niż błogosławieństwem.
Wszystko dlatego, że nikczemny Mirosław Światełko zamontował w smartfonie złośliwe oprogramowanie, które sprawia, że telefon trochę żyje własnym życiem – a na pewno rządzi życiem osób, które go używają.
Salomonowe rozwiązanie
Pierwsza katastrofa ma miejsce, gdy telefon sam wzywa do domu Ogórków straż pożarną. Jak nietrudno się domyślić, jest to wezwanie bezpodstawne, co grozi nie tylko gniewem strażaków, ale też solidnym mandatem.
Rodzice Pypcia nie są zachwyceni drogim prezentem od cioci, tym bardziej że starsze dzieci zgodnie z zasadami panującymi w tej rodzinie jeszcze się telefonów nie doczekały.
Żeby jednak nie robić przykrości Karolinie, pani Monika i pan Tomasz decydują, że telefon będzie wspólny i każdy z domowników będzie z niego korzystał przez tydzień, po czym przekaże go kolejnemu członkowi rodziny.
Pomysł ostatecznie przypada do gustu wszystkim poza kurami, które nie rozumieją ludzkiego zachwytu nad dziwacznym urządzeniem.
Kuratela potrzebna od zaraz!
Jak się tak nad tym zastanowić, to kury wcale nie mają kurzych móżdżków. Całkiem zmyślne z nich bestie!
Gdy Wojtek czatuje z nieznajomym, Ania zatraca się w grze, a mama w zakupach online, tylko drobiowi zapala się czerwona lampka. My, ludzie, nie widzimy w tym niczego złego, dlatego przyda nam się taka KURAtela.
Dobrze, że nieloty mają pieczę nad rodziną Ogórków i w porę wkraczają do akcji, ratując domowników przed zgubnymi skutkami przedawkowania telefonu komórkowego.
Nie taki telefon straszny?
W książce nic jednak nie jest czarno-białe. No, może poza kurami, które mają czarno-białe pióra.
Oczywiście – mamy tu przedstawione zagrożenia wynikające ze zbyt intensywnego korzystania ze smartfonów, ale są też pokazane dobre strony zabawy komórką.
Pypeć może porozmawiać ze swoją koleżanką Irenką (telefon służy do rozmów – dacie wiarę?!), tata znajduje w wyszukiwarce bardzo relaksujący kurs szydełkowania (choć planował zapisać się na jogę).
A Wojtek w końcu spotyka prawdziwego przyjaciela, który wprawdzie okazuje się być przyjaciółką, ale to nic nie szkodzi, bo Fredzia też uwielbia pająki.
Są więc i plusy, i minusy, bo przecież tak to właśnie z tymi telefonami, internetem i całą technologią bywa. Sama w sobie nie jest zła – wszystko zależy od tego, w jakich celach i z jakim natężeniem zamierzamy jej używać.
Śmiesznie i mądrze
To wszystko to niby oczywiste sprawy, ale Justyna Bednarek pisze o nich w tak zabawny i nieoczywisty sposób, że naprawdę przemawiają do odbiorcy.
W Hip, hip, kura! mamy sporą dawkę humoru, całą grzędę absurdu i kilka przezabawnych mrugnięć okiem do dorosłego czytelnika.
Ja zakochałam się w Żanecie, której nieposkromiony apetyt jest siłą napędową jej kreatywności. Rozdział o szydełkującym tacie czy wzmianka o mamie „pożyczającej” pieniądze ze skarbonki dzieci również mnie ubawiły. Samo życie, moi państwo, czyż nie?
Nad wszystkim, oprócz kur, czuwa Niewidzialny Reżyser, czyli trochę tajemnicza, trochę wszechmocna postać, której zdarza się skomentować to i owo z tak zwanego offu.
Reżyser, choć trzyma kciuki za Ogórków, nie interweniuje. Wierzy, że ludzie, a zwłaszcza kury, zdołają opanować kryzysowe sytuacje.
Komu spodoba się Hip, hip, kura!?
Książka przeznaczona jest dla czytelników wieku od 5 lat wzwyż. Dla takich Pypci, Wojtków i Ań. Myślę, że to idealny przedział wiekowy.
Co ciekawe, żeby czytać Hip, hip, kura!, wcale nie trzeba znać poprzednich części serii. Po pierwsze dlatego, że na początku mamy przedstawionych i krótko opisanych wszystkich bohaterów. A po drugie dlatego, że w treść wplecione są nawiązania i zgrabne wyjaśnienia niektórych wątków z tomów pierwszego i drugiego.
Ta historia przemówi do wyobraźni dzieci, które czasem czują się samotne i nierozumiane przez dorosłych. Kury na pewno je zrozumieją!
Przyda się też rodzicom, którzy potrzebują wsparcia w przekonaniu pociech, że świat nie kończy się na telefonie komórkowym, a budowanie relacji w realu jest dużo fajniejsze.
To także nauka tolerancji i pomocna dłoń w sytuacji, gdy ktoś czuje się inny, niedopasowany, samotny i tęskni za przyjacielem.
Hip, hip, kura!
Autorka Justyna Bednarek
Wydawnictwo Świetlik
Wiek czytelników: 5+
Oprawa twarda, kartki miękkie.
Zdjęcia bez filtrów.
Swoją opinię o książce wyraziłam przy współpracy komercyjnej z wydawnictwem i mojej przemyślanej decyzji, że chcę się nią z Wami podzielić.
Najnowsze komentarze